• CYTAT DNIA
    "Dobroć to jedyna inwestycja, na której nie sposób stracić"
    Henry David Thoreau

Jeszcze raz X lat

Historia Roweraków spisana wierszem zaprezentowana w X rocznicę powstania Stowarzyszenia.

(autor Jerzy Drzymała)

Wiele spraw z naszą historią jest związanych, jednak niewiele jest opublikowanych.

Podamy to co jest powszechnie znane, pozostałe niech będzie przemilczane.

Na pierwszą wycieczkę sporo osób zjechało i pierwszą lokalną historię poznało.

Byli dobrzy znajomi i całkiem nieznani, byli w strojach sportowych i dziwnie ubrani.

Na różnych rowerach towarzystwo zjechało: damki, szosowe, składaki – całkiem niemało.

Nawet dwie czerwone kurtki się pojawiły i szare towarzystwo trochę ubarwiły.

Trasa wiodła do lasu bezwolskiego, do tej pory z grzybów tylko znanego.

Tam poznali historię w lesie schowaną i do dzisiaj nieopublikowaną.

Po pierwszej wycieczce grupa się zebrała i coś bardzo ważnego wydumała.

Ustaliła, że określamy się w pewne ramy i nowe stowarzyszenie zakładamy.

Było to pierwsze w historii spotkanie i pierwszych członków integrowanie.

Na początek grupa wiodąca powstała i pozostałym sporo zasugerowała.

Wszyscy przyjęli przedstawione argumenty, wypełniono odpowiednie dokumenty,

papiery do sądu rejonowego wysłano i stowarzyszenie zarejestrowano.

Nazwa Roweraki też swą historię posiadała, w zaciszu domowym u Mirki powstała.

Nazwa ta nie jest całkiem przypadkowa, niech każda inna przy niej się schowa.

Z wohyńskim herbem związana jest, nazwa wyjątkowa, naprawdę super fest.

Maskotką Roweraków jest rower drewniany, tylko i wyłącznie przez Józka wykonany.

Na specjalne wydarzenia z nim jeździmy, przy nim sporo osób gromadzimy.

Naszym mottem niech się stanie: “Z roweru widać więcej” – to jest nasze przykazanie

Wycieczki łączą się ze wspomnieniami, jedną z nich dobrze zapamiętamy.

Wiele lat upłynęło od tamtej wyprawy, początek był bardzo nieciekawy.

Przez Plantę, Jabłoń grupa jechała, do Horodyszczy ledwo się dostała.

W drodze powrotnej ulewa była i wszystkich dokładnie przemoczyła.

Gdyby tych przygód było mało to jeszcze kapcia się złapało.

Teraz wozimy płaszcze przeciwdeszczowe, klucze i pompki, i dętki nowe.

Jeżeli w dłuższą trasę jedziemy w sakwach co trzeba znajdziemy.

Którejś niedzieli koszulki z rakiem przybyły, od tamtej pory wszystkich zjednoczyły,

Niektórzy rowerzyści sobie obiecywali, że tylko na święta będą zakładali.

W brzózkach u Marka baza powstała, w prywatnym lasku całkiem niemała.

Tam po wycieczkach się spotykamy, tam planujemy, tam ustalamy.

Wycieczki bardzo różne bywały, w grupach dużych i całkiem małych.

Były niedzielne i kilkudniowe, rodzinne i wielopokoleniowe.

W 20 roku coś się zmieniło, wyjazdów planowych kilka ubyło.

Była pandemia, zakazy bywały, to wirtualne wycieczki powstawały.

Na naszej stronie były opisywane historie tylko nielicznym znane.

Były też fraszki publikowane i do covidu dostosowane.

Ponad 200 wyjazdów się odbyło, setki osób w imprezach uczestniczyło,

tysiące kilometrów przejechano, setki miejscowości poznano,

nowe znajomości zawarte były i po wsze czasy się utrwaliły.

Ruszamy w kaski ubrani, w stroje sportowe przywdziani,

po drodze chętnych bierzemy i zawsze coś poznajemy.

Jadą wszyscy duzi mali, wszyscy niedzieli czekali.

Dziadkowie, babcie z wnukami i rodzice z dzieciakami.

Obok Romka jedzie Jola, przecież taka jest jej rola.

Janusz obok Gosi spieszy i też się bardzo cieszy.

Baśka ciągle słucha muzy i jej droga się nie dłuży.

Józek ostro pod górkę pedałuje, innymi wcale się nie przejmuje.

Anka, Danka później dołączyły, ale i one z grupą się połączyły.

Marek z brzózek daleko pracuje i rzadko z nami obcuje.

Franio, Wiesiek ostrzyżeni i też zawsze wygoleni.

Gosia z Radcza ciut zmęczona, ale nigdy nie spóźniona.

Justę, Anię łączy szkolna klasa i też łączy wspólna trasa.

Waldek z Kaśką rozmawiają – o historii rozprawiają.

Dziewczyna imieniem Iwona w pracy jest niezastąpiona

A Renatkę i Adriana praca męczy już od rana.

Tereska w grochówce jest niezastąpiona, wiadomo to Aleksandra żona.

Ania zawsze Krzyśka wspiera, gdy on na swe militaria spoziera.

Ola ma tak dużo werwy, uśmiechnięta jest bez przerwy.

W kwestii formalnej Mirka głos zabiera, słowa skrupulatnie dobiera.

Rajdy nocne zamyka Darek, a najstarszym jest senior Marek

A na czele jedzie Jerzy, bo to jemu się należy.

On wycieczki przygotowuje, nierzadko pół nocy mu to zajmuje.

Są inni którzy do nas dołączają, tym samym z nami się utożsamiają.

Mamy różne zainteresowania, mamy różne przekonania,

to jednak nie przeszkadza wcale, by jeździć w deszczu czy upale.

Przez dekadę trochę się zmieniło, kilku nowych członków przybyło.

Kaśka i Waldek do nas dołączyli i bardzo oryginalny chrzest przeżyli.

W górach w Szczawnicy to się stało, drewniane dyby będzie się pamiętało.

Grupa Adriana też dołączyła i mocno z resztą się zjednoczyła.

W Czarnym Lesie zostali zaakceptowani, lecz byli tylko opieczętowani.

Po latach znowu się zmieniło, kilka osób z grupy ubyło.

Irena i Rysiek postanowili, że ze świętym Piotrem będą jeździli.

Z Mosirem i Zapieckiem współpracujemy, ciągle czegoś nowego poszukujemy.

Grupa „Się Kręci” jest nam dobrze znana i przez Roweraków nie jest zapomniana.

O parczewskiej grupie także pamiętamy, z Polesiem też dobrze trzymamy.

Ze „Szlakiem Jagiellońskim” współpracujemy i od nich sporo wiadomości czerpiemy.

Jano i Zbyszek też wiele wnoszą i w zamian o niewiele proszą.

Pobyt w Lublinie miło wspominamy, dzień ten dobrze zapamiętamy.

W głównej sali na piętrze prezentowano co najciekawsze w gminie Wohyń pokazano.

W bibliotece wojewódzkiej Łopacińskiego, na zaproszenie dyrektora Sławeckiego.

Okolice Parczewa dobrze znamy, tam byliśmy przewodnikami

grupy rowerzystów co z Lublina zjechali i lasy parczewskie poznawali.

Leśna Ryba była miejscem wypadowym, dla uczestników pierwszoplanowym.

Puszcza Białowieska jest nam znana i od tamtego czasu często wspominana.

Suche świerki były dużym zdziwieniem, a wycinka drzew wielkim zaskoczeniem.

W okolicy dziki niedźwiedź grasował, ale szczęśliwie nas nie atakował.

Do działalności rajdy nocne dopisujemy, ciągle starannie dokumentujemy,

to co na trasie i przy ognisku, to co na stole i w palenisku.

Wiele osób przybywa na nocne wyprawy, wieczór z muzyką, wieczór ciekawy.

Czasami media się nami interesują, w telewizji i w prasie trochę promują.

Kurier Lubelski nas kiedyś odwiedził, widać poczynania nasze trochę śledził.

Wspólnota, Słowo Podlasia często bywamy, ale niewiele z tego dziś mamy.

W Janowie Podlaskim gdzie biegają konie z Czesławem Langiem ściskaliśmy dłonie.

Nad morzem z Cejrowskim mieliśmy spotkanie, raczej przypadkowe nieplanowane.

Do Zabłocia grupa się wybrała, Kodeń i Sławatycze przy okazji poznała.

Tam mieszkał wujek Oli – niezapomniany śp. Jan oblat – często wspominamy.

Oddzielny temat to w góry wyjazdy do znajomego w Szczawnicy – gazdy.

Na redyk, na spotkanie z baranami, a one z nami – Rowerakami.

Na Suwalszczyznę grupa się wybrała, w Szurpiłach „W Dolince” kilka dni balowała.

Przyroda, widoki – granica były zaskoczeniem – podjazdy pod górki wielkim przemęczeniem.

W ostatnich latach nową pasję mamy, turnieje Sołectw w garści trzymamy.

Jest to rozrywka dla wszystkich, przybyłych z daleka i bliskich.

Nasz rak był nad morzem i w górach, był na pielgrzymkach i na Mazurach.

Zamość, Horyniec, Giżycko, Suwałki to nie są wcale jego przechwałki.

Słowacja, Litwa też objeżdżone i do wspomnień są dołączone.

O Ukrainę też zahaczamy, ale niewiele ją wspominamy.

Mamy swoje wewnętrzne spotkania, nie zawsze są do publikowania.

Były opłatki i imieniny, były rocznice i urodziny.

Chociaż ostatnio mniej nagłaśniane, zawsze będą w pamięci zachowane.

W pierwszych latach były programy pisane, by mieć pieniądze na rajdy zaplanowane.

Mieliśmy środki z gminy, powiatu, by coś pokazać całemu światu.

Były imprezy krótkie i wielodniowe, od rana samego i popołudniowe.

W czasie wyjazdów się wyróżniamy, bo żółte koszulki na sobie mamy.

Punktualność bardzo doceniamy i na spotkania się nie spóźniamy.

Ciągle śledzimy, ciągle szukamy i satysfakcję z tego dziś mamy.

Znamy historię swej okolicy, a to dla nas bardzo się liczy.

Wiemy gdzie ciekawe miejsca się znajdują i spotkań z chętnymi oczekują.

Dawną granice bez trudu odnajdziemy i z przyjemnością wszystkim pokażemy.

O początkach Wohynia historię znamy, w czasie wycieczek ją opowiadamy.

Wspomnę tutaj o Leszku Czarnym i o Jadźwingach losie marnym.

Nawet dwór królewski został odnaleziony, ten z czasów Unii, ten zaginiony.

Kiedy wszystko objeżdżone i już trasy ukończone, pada krótkie pytanie:

„Kiedy następna wycieczka stanie ?”

Bo chociaż od lat tutaj mieszkamy, to małej ojczyzny dobrze nie znamy.

Zadajmy sobie retoryczne pytanie, „Jakie jest historii lokalnej nauczanie ?”

Kto ma przypominać o starych dziejach, o naszych przodkach żyjących w kniejach.

Kto ma opowiadać o czasach odległych i bohaterach naszych poległych.

O tym co przed laty się wydarzyło, jak na terenie Wohynia kiedyś się żyło.

Bierzemy na siebie ten ciężar nauczania, bo ogrom ciekawostek jest do poznania.

Może i dobrze że tak się składa i ta przyjemność na nasze barki spada.

Bo tak naprawdę mieszkańcy nie wiedzą co było przed laty za sąsiednią miedzą.

Na szczęście trochę historii znamy i opowieściami ją ubarwiamy.

Posiadamy stronę internetową, facebooka i kronikę papierową.

Wszystko jest udokumentowane i tam gdzie trzeba przechowywane.

Przyszłość nasza jest świetlista to jest sprawa oczywista.

Mamy grupę Oliwera, którą młodzież dzielnie wspiera.

Jest Odetka, Alan, Kuba, to rzecz jasna, to się uda.

Małego Jasia też wszyscy znają i od dawna prezesem nazywają.

Czas na krótkie podsumowanie, co się ze Stowarzyszeniami wkrótce stanie.

Są nowe wymagania wymyślone, w życie jeszcze nie wprowadzone.

Nawet jak się do nich dostosujemy to nie wiem czy spokojnie przeżyjemy.

Jeżeli nastąpią finansowe zmiany to i u nas też będą przemiany.

Nawet jak stowarzyszenie rozwiążemy, po domach na pewno się nie rozejdziemy.

W ostateczności nieformalna grupa powstanie, a nazwa Roweraki na pewno zostanie.

Nazwa Roweraki jest niezastąpiona, dla małej grupy tylko przeznaczona.

Tysiące osób jest rowerzystami, ale tylko nieliczni Rowerakami.

Inni rowerzyści też tak się określali, lepiej by takiej nazwy nie używali.

Sezon się kończy, noc wcześniej zapada, ale do wiosny trzyma się gromada.

W okolicach 11 listopada zawsze się spotykamy – podsumowujemy, planujemy – na Nowy Rok czekamy,

A gdy zima prawdziwa nastanie, zamieniamy rowery na quady i sanie.

Czekamy na nowy sezon, na nowe wyzwania, bo mamy wiele ciekawostek do przekazania.

Będą historyczne przejażdżki rowerowe, po niedzielnym obiedzie – popołudniowe.

Jeżeli przybędziecie na wycieczki rowerami, powitamy Was otwartymi ramionami.

Ciągle na nowych rowerzystów czekamy i szczerze wszystkich zapraszamy.

Dziesięć lat istnienia dzisiaj świętujemy, wszystkim tutaj przybyłym za udział dziękujemy !!!

Dodaj do zakładek Link.

Możliwość komentowania została wyłączona.